Jak co roku do tegorocznych obchodów Dnia Mamy szykowaliśmy się od dłuższego czasu. Tym razem hasłem przewodnim imprezy było: „Zagraj z nami, Sokołami!”. Mamy otrzymały tajemniczo wyglądające zaproszenia przypominające kostki do gry z lekturą obowiązkową, jaką były opisy uczestników znane z naszej strony internetowej.
Świętowanie rozpoczęliśmy od złożenia życzeń naszym kochanym mamom i opiekunom, gromkiego zaśpiewania „Sto lat” i wręczenia własnoręcznie przygotowanych prezentów.
Po przyjemnościach nadszedł czas na rozruszanie szarych komórek oraz mięśni (głównie twarzy, bo uśmiechy zagościły na nich i nie puszczały aż do końca trwania imprezy). Mamy poznały reguły gry, które tego dnia obowiązywały w Sokołach i jak się później okazało zostały pionkami w naszej grze...
Po podzieleniu gości na 4 drużyny każda rozeszła się do innej pracowni, gdzie krótko mówiąc zostały uwięzione, przekluczone, zamknięte na cztery spusty, czy na „amen” zależało od nich samych. Pomyślne wydostanie się z pokoju i przebrnięcie do końca opowieści zależało od spostrzegawczości, współdziałania oraz odrobiny odwagi członków każdej ekipy. W pracowni gospodarstwa domowego dowiedzieliśmy się „Dlaczego z pomidorowej Łukasza wyszły nici?” (więcej informacji tutaj), w gabinecie pielęgniarki zapoznaliśmy się z „Historią zaginionej lampki Tadzia” (więcej informacji tutaj), w sali komputerowej trzeba było zmierzyć się z opowieścią o puzzlach Ani pt.: „Jak nowe wyparło stare, a stara miłość nie zardzewiała” (więcej informacji tutaj), natomiast w pracowni plastycznej królowała „Krótka opowieść o tym, czego chciał Błażejek, a co ostatecznie dane było mu znaleźć” (więcej informacji tutaj). Na szczęście wszystkim drużynom udało się wydostać z tajemniczych pokojów i rozwiązać zagmatwane losy bohaterów, dzięki czemu mogliśmy udać się na kolejne atrakcje na świeżym powietrzu.
Podczas gdy mamy (i nie zapominajmy o jednym tacie!) zmagali się z niecodzienną grą w „Chińczyka” o równie nietypowych rozmiarach, już rozgrzewał się nasz grill i szykowaliśmy smakołyki na zwieńczenie tego cudownego dnia. Gra nie była prosta, bo kostka z sześcioma oczkami nie do końca chciała współpracować, a z nieba lał się piekielny żar. Nasi szanowni goście na ten jeden dzień stali się pionkami w naszej grze i przemierzali planszę według reguł oryginalnego „Chińczyka”, by jak najszybciej znaleźć się w swoim „domku”. Żeby nie było za prosto, podróży po planszy towarzyszyły liczne przeszkody w postaci ulubionych zadań naszych uczestników, które wykonać należało we współpracy z nimi oraz pytań związanych z cechami Sokołów (tak, to właśnie tutaj niezbędna okazała się być wiedza z lektury obowiązkowej!). Choć nie wyczerpaliśmy całej puli wesołych zadań i pytań (przyznać musimy, że to co zostało odkryte to zaledwie namiastka tego, co przygotowaliśmy na ten szczególny dzień) zabawa była przednia... a co przygotujemy za rok, niech pozostanie naszą słodką tajemnicą.
Świętowanie rozpoczęliśmy od złożenia życzeń naszym kochanym mamom i opiekunom, gromkiego zaśpiewania „Sto lat” i wręczenia własnoręcznie przygotowanych prezentów.
Po przyjemnościach nadszedł czas na rozruszanie szarych komórek oraz mięśni (głównie twarzy, bo uśmiechy zagościły na nich i nie puszczały aż do końca trwania imprezy). Mamy poznały reguły gry, które tego dnia obowiązywały w Sokołach i jak się później okazało zostały pionkami w naszej grze...
Po podzieleniu gości na 4 drużyny każda rozeszła się do innej pracowni, gdzie krótko mówiąc zostały uwięzione, przekluczone, zamknięte na cztery spusty, czy na „amen” zależało od nich samych. Pomyślne wydostanie się z pokoju i przebrnięcie do końca opowieści zależało od spostrzegawczości, współdziałania oraz odrobiny odwagi członków każdej ekipy. W pracowni gospodarstwa domowego dowiedzieliśmy się „Dlaczego z pomidorowej Łukasza wyszły nici?” (więcej informacji tutaj), w gabinecie pielęgniarki zapoznaliśmy się z „Historią zaginionej lampki Tadzia” (więcej informacji tutaj), w sali komputerowej trzeba było zmierzyć się z opowieścią o puzzlach Ani pt.: „Jak nowe wyparło stare, a stara miłość nie zardzewiała” (więcej informacji tutaj), natomiast w pracowni plastycznej królowała „Krótka opowieść o tym, czego chciał Błażejek, a co ostatecznie dane było mu znaleźć” (więcej informacji tutaj). Na szczęście wszystkim drużynom udało się wydostać z tajemniczych pokojów i rozwiązać zagmatwane losy bohaterów, dzięki czemu mogliśmy udać się na kolejne atrakcje na świeżym powietrzu.
Podczas gdy mamy (i nie zapominajmy o jednym tacie!) zmagali się z niecodzienną grą w „Chińczyka” o równie nietypowych rozmiarach, już rozgrzewał się nasz grill i szykowaliśmy smakołyki na zwieńczenie tego cudownego dnia. Gra nie była prosta, bo kostka z sześcioma oczkami nie do końca chciała współpracować, a z nieba lał się piekielny żar. Nasi szanowni goście na ten jeden dzień stali się pionkami w naszej grze i przemierzali planszę według reguł oryginalnego „Chińczyka”, by jak najszybciej znaleźć się w swoim „domku”. Żeby nie było za prosto, podróży po planszy towarzyszyły liczne przeszkody w postaci ulubionych zadań naszych uczestników, które wykonać należało we współpracy z nimi oraz pytań związanych z cechami Sokołów (tak, to właśnie tutaj niezbędna okazała się być wiedza z lektury obowiązkowej!). Choć nie wyczerpaliśmy całej puli wesołych zadań i pytań (przyznać musimy, że to co zostało odkryte to zaledwie namiastka tego, co przygotowaliśmy na ten szczególny dzień) zabawa była przednia... a co przygotujemy za rok, niech pozostanie naszą słodką tajemnicą.